To nie tak, że gardził fizyczną pracą, czy się do niej nie nadawał. Po prostu przez ostatnie dziesiątki lat, preferował pracę biurową. Sport r-również lubił. Wiadomo, snooker czy piłka nożna w TELEWIZJI. Kiedy więc zmuszony został do spędzania czasu niczym pierwszy lepszy robotnik na budowie, jego mina nie przedstawiała niczego pozytywnego. A-ale czego się nie robi dla ukochaneeekhm...
- E-eh... - Westchnął ciężko, kiedy 76 raz taszczył na piętro pieprzone wiadra z piaskiem. Cóż, w końcu obiecał Lisie, że jeśli nie wyjedzie na urlop to zrobi jej Egipt w gabinecie, e-eh?...
Arthur przetarł rękawem czoło i kucnął, rozglądając się po pomieszczeniu. Pozbierał wszystkie ważniejsze kable i przedłużacze z podłogi, żeby nie zniszczyć biurowego sprzętu. Kupił w kwiaciarni kwiaty podobne do palm, nie mając pojęcia, czy w Egipcie rosną palmy! Cholera jassssna. W rogu pokoju postawił dmuchany basenik dla dzieci, gdyby Lisia miała życzenie żeby PÓJŚĆ NA PLAŻE. Na laptopie włączył typowo hawajską muzykę i przygotował drinki z palemką. Kupił również dla Irlandii strój kąpielowy, żeby naprawdę poczuła się jak w ciepłych krajach. Zamknął szczelnie okna, rozkręcił grzejnik na maksa i miał nadzieję, że kwiaty które dla niej kupił nie zwiędną w przeciągu najbliższych minut od tego gorąca. B-byłoby kiepsko.
W każdym razie, Anglik postanowił sobie zrobić krótką przerwę, więc usiadł na jednym z wiaderek i podrapał się brudnymi palcami po czole, zostawiając na twarzy smugę od kurzu.