Nie sądził, że ktokolwiek będzie chciał zabrać się z nim do miasta. Lisa właściwie sama mu to zaproponowała, kiedy to napomknął w południe, że zjadłby szarlotkę. Tak... Gdyby nie ta jedna, głupia szarlotka, z pewnością siedziałby teraz w swoim pokoju, próbując znaleźć sobie jakieś konstruktywne zajęcie. I znalazłby sobie ich pewnie nawet z tysiąc, gdyby nie to, że był cholernie wybredny. Telewizja mu nie pasowała, sprzątanie też... A bo i po co sprzątać wysprzątany już pokój?
To wszystko nie było jednak na tą chwilę istotne. Grunt, że wyrwał się z hotelu, w towarzystwie swojej szefowej - a teraz, po godzinach pracy - dobrej koleżanki.
Wychodząc z budynku, sięgnął dłonią do kieszeni i wyciągnął z niej klucze do samochodu. Nacisnął palcem jeden przycisk, po czym drzwi się odblokowały, co było wyraźnie słychać. Oboje weszli do środka, a reszty nie trzeba już chyba mówić - jechali w stronę miasta, milcząc właściwie przez większość czasu (a może to Jayden po prostu zbyt zajęty był kierowaniem) i słuchając muzyki z radia. Ciężko było znaleźć jakąś przyzwoitą stację, dlatego co jakąś chwilę musieli raczyć swe uszy tanim popem. Świat stał się kolorowy, gdy przekroczyli granice miasta - wokół rosły budynki, których okna przyozdobione były światłem, a ściany podświetlonymi reklamami, lub neonami. W mroku nocy nie widać było miastowego brudu - żadnych śmieci, żadnego kurzu... Tylko te światła, tworzące paletę kolorowych smug.
Jayden nie potrafił skupić się na drodze, w jego wiecznie groźnym wzroku dopatrzeć się można było jakiejś ciekawości. I to właśnie ta ciekawość sprawiała, że oglądał się co chwila na boki. Jak to możliwe, że to z pozoru małe miasteczko, wyglądało o wiele bardziej światowo, niż jego własna stolica? Amsterdam był zbiorowiskiem kanałów i śmiesznych, złączonych ze sobą wąskich domków. Znalezienie tam jakiegoś bloku, bądź wieżowca, graniczyło z cudem...
Zaparkował blisko z centrum - udało mu się znaleźć miejsce kilka ulic dalej. Mimo tego, iż był chujem, zebrał w sobie jakieś drobiny kulturalności i otworzył Lisie drzwi.
- Wreszcie czuję się wolny - mruknął. - żadnych ścian wokół, żadnych pensjonariuszy...